Gościem Adama Stawarza jest prof. Zbigniew Izdebski,seksuolog, pedagog, doradca rodzinny, kierownik Katedry Biomedycznych Podstaw Rozwoju i Seksuologii na Uniwersytecie Warszawskim, kierownik Katedry Humanizacji Medycyny i Seksuologii w Collegium Medicum Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Jest Pan seksuologiem, czyli kim?
Jestem osobą zajmująca się problematyką zdrowia seksualnego człowieka. Seksuolog powinien dysponować wiedzą o charakterze interdyscyplinarnym. W grupie seksuologów mogą być zarówno lekarze, np. ginekolog czy psychiatra, jak też osoby lekarzami niebędące. Sam mam wykształcenie w dziedzinie nauk społecznych, a zostałem seksuologiem, również klinicznym, który ma certyfikat Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Nas bardziej interesuje kwestia funkcjonowania psychologicznego, kulturowego i społecznego człowieka.
Dla mnie bardzo ważną sprawą jest zarówno promocja zdrowia seksualnego człowieka, jak też praca z pacjentami, w kwestiach dotyczących relacji w związkach i pomoc w rozwiązywaniu trudności w życiu. Wielu seksuologów zajmuje się leczeniem zaburzeń seksualnych czy orzecznictwem sądowym. Zarówno w sprawach cywilnych jak i karnych, które wiążą się z tematyką seksualności człowieka, przemocy, zgwałceń czy przestępstw seksualnych wobec dzieci.
W końcu seks dotyczy każdego człowieka…
Jesteśmy istotami seksualnymi od urodzenia aż do śmierci. Warto wskazać na seksualność w całym cyklu życia człowieka. Na przykład bardzo ważną kwestią w procesie stawania się mężczyzną jest proces dojrzewania. To jest bardzo ważne, aby dorastający młodzi mężczyźni i chłopcy wiedzieli o sprawach wiążących się z ich dorastaniem, takich jak polucje seksualne, które zaczynają występować średnio od 14 roku życia u zdecydowanej większości chłopców, co nie oznacza, że u wszystkich. Przy okazji następuje gwałtowny rozrost sylwetki. Często jest tak, że chłopcy podczas dojrzewania psychoseksualnego patrzą na siebie z niepokojem, kiedy widzą, że dojrzewają wolniej niż koledzy dookoła. W czasie okresu dojrzewania pojawia się zarost czy owłosienie łonowe. U niektórych szybciej, u niektórych wolniej. Pojawiają się również problemy związane z długością penisa, z mimowolnymi wzwodami.
Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że dojrzewanie to jest okres dużego napięcia seksualnego. Między 15, 16 a 17 rokiem życia jest ono szczególnie duże. Napięcie to może pojawiać się znacznie wcześniej i to bez wcześniejszych bodźców o charakterze seksualnym. To wszystko to są bardzo ważne kwestie, które młodzi ludzie powinni znać, szczególnie teraz, w dobie Internetu.
W sieci możemy znaleźć oczywiście dużo różnego rodzaju treści związanych z seksualnością człowieka. Ale często treści te nie są wiarygodnie i zazwyczaj mają charakter sensacyjny i przekłamany.
Jak wygląda sprawa edukacji seksualnej w szkole?
W zdecydowanej większości szkół nie mamy dobrej edukacji seksualnej. Owszem, istnieje przedmiot „Wychowanie do życia w rodzinie”, który powinien być w każdej placówce edukacyjnej. Ale ten przedmiot jest nieobowiązkowy i uczeń może na te zajęcia chodzić lub nie. A wcześniej, do 18 roku życia, to sami rodzice decydują, czy ich dziecko powinno na te zajęcia uczęszczać. Prawdę mówiąc, my, seksuolodzy, mamy dużo wątpliwości co do nauczycieli uczących tego zagadnienia. W moim odczuciu „Wychowanie do życia w rodzinie” jest jednym z najtrudniejszych przedmiotów do nauczania w szkole. Dlatego, że przedmiot ten skupia w sobie wiedzę o charakterze interdyscyplinarnym, gdzie bardzo ważna jest wiedza nie tylko z zakresu biologii człowieka, medycyny, andrologii czy ginekologii, ale także z psychologii, socjologii i pedagogiki.
Czyli to seksuolodzy powinni uczyć w szkołach?
Nie. Ten przedmiot nie musi być wykładany przez seksuologa. Ten może od czasu do czasu odwiedzić szkołę, żeby odpowiedzieć na niektóre szczególnie trudne pytania zadawane przez dzieci czy młodzież. Jestem absolutnie przekonany – jako osoba, która ponad 20 lat kieruje studiami podyplomowymi z wychowania seksualnego na Uniwersytecie Warszawskim – że w ciągu tych trzech semestrów studiów, na które uczęszczają osoby, które mają różne wykształcenie (są psychologami, pedagogami czy nauczycielami innych przedmiotów w szkole), nabędą one niezbędną wiedzę, aby takie zajęcia z „Wychowania do życia w rodzinie” móc prowadzić.
Tyle, że oprócz nabytej wiedzy, równie ważne są indywidualne umiejętności komunikacyjne. Z jednej strony taka osoba musi mieć pozytywną postawę wobec seksualności i zdrowia seksualnego, a z drugiej mieć duże umiejętności związane z komunikowaniem się.
To nie może być tak, że jak będzie omawiana kwestia na przykład masturbacji, inicjacji czy orientacji seksualnej, to osoba ta będzie zawstydzona, że takie tematy w ogóle są podejmowane.
Albo co gorsza, nie będzie ona mówiła wprost. Wtedy taka lekcja po prostu mija się z celem!
Jestem natomiast przekonany, że dobrze przygotowany nauczyciel nastawiony na ciągłe dokształcanie w tym kierunku, z dobrym kontaktem z młodymi ludźmi udźwignie ciężar tych zajęć. Taki nauczyciel musi budzić zaufanie, do którego uczniowie chcą i będą chcieli przychodzić ze swoimi problemami czy wątpliwościami. A czasem, żeby po to, aby po prostu pogadać. Na przestrzeni wielu lat poznałem bardzo duże grono dobrze przygotowanych do tego przedmiotu nauczycieli, którzy, jeśli pracują w szkole o zupełnej otwartości na te tematy, to osiągają znaczące rezultaty.
To, jeżeli jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?
Bo tylko niektóre szkoły realizują przedmiot „Wychowanie do życia w rodzinie”. Nadal wielu nauczycieli, którzy ten przedmiot prowadzą, nie ma odpowiednich kwalifikacji i umiejętności pracy z dorastającą młodzieżą. Uczelnie wyższe, tak jak Uniwersytet Warszawski, starają się przygotowywać przyszłych nauczycieli tego przedmiotu w duchu neutralności światopoglądowej. Często mamy natomiast nauczycieli, którzy w sposób wyraźny reprezentują katolicki punkt widzenia. Sami są nieraz katechetami albo pokończyli kursy czy studia w instytucjach naukowych, gdzie nauka miała wyraźnie światopoglądowy charakter. W związku z tym, ich postawa wobec seksualności jest strasznie rygorystyczna i to może mieć wpływ na to, że nauczanie tego przedmiotu nie spełnia swojej roli.
Poza tym nie we wszystkich szkołach ten przedmiot w ogóle jest. Ze względu na jego fakultatywność on może być, ale nie musi.
Czasem nawet dyrektorzy, proponując siatkę zajęć dodatkowych dla ucznia, sugerują na przykład więcej godzin języka obcego, który jest na maturze, kosztem właśnie „Wychowania do życia w rodzinie”. Jest to forma manipulowania uczniami i ich rodzicami. Ci ludzie nie dostrzegają wartości tego przedmiotu w całym systemie edukacyjnym.
Zna Pan jakiś przykład szkoły o profilu katolickim, gdzie edukacja seksualna jest prowadzona dobrze?
Znam swoich studentów, którzy kończyli szkoły katolickie i wskazywali na to, że albo mieli mądrego świeckiego katechetę, albo mądrego księdza, z którym mogli na wiele tematów rozmawiać. To nie jest tak, że zmieniło się podejście Kościoła Katolickiego do seksualności, ale takie rozmowy dały okazję do wymiany poglądów. I to też jest znacząca wartością. Jeśli popatrzymy na szkoły katolickie czy choćby nauki przedślubne, to widzimy, że księża sami mają małą wiedzę na temat seksualności człowieka. Wynika to z faktu, że oni w czasie studiów nie mają przedmiotu seksuologia. Mają np. teologię moralną, która mówi o pewnym rygoryzmie w kwestii podejścia do seksualności człowieka.
Czyli stan obecny jest taki, że wiedzę na temat seksu bierzemy głownie od rodziców i stron porno w Internecie?
Tak.
Coraz częściej czerpiemy wiedzę na ten temat z Internetu i filmów pornograficznych. Szczególnie jeśli chodzi o chłopaków i mężczyzn.
Żeby sytuacja była jasna: ja nie mam nic przeciwko pornografii, jeśli oglądają ją ludzie dorośli. Bo nie każda faza życia jest dobra do tego, żeby pornografię oglądać. Zwłaszcza młodzi ludzie widzą wówczas seksualność człowieka w dość krzywym zwierciadle. Są bardziej nastawieni na kwestię techniki seksualnej. Czyli jaką muszą reprezentować sprawność, jakiego dużego muszą mieć penisa, jak mają sprawić, aby kobieta w czasie współżycia z nimi miała wielokrotne orgazmy. To jest wypaczeniem tego, o czym tak naprawdę chcemy mówić.
prof. Zbigniew Izdebski na Przystanku Woodstock, źródło
Chodzi mi też tutaj o kwestię odpowiedzialności rodziców. To właśnie rodzice powinni zadbać o należyte wykształcenie dzieci w tym temacie. Natomiast jeśli oni sami nie podejmują tej tematyki ze swoimi synami, a w zdecydowanej większości nie podejmują, to powinni wymagać w sposób bezwzględny, aby ta tematyka była realizowana w szkole i to na dobrym poziomie. I jeśli się dowiadują, że tak nie jest, to powinni to zgłosić dyrekcji placówki. Nie rozumiem, dlaczego, jeśli np. język polski, matematyka czy język obcy jest prowadzony na niskim poziomie, to rodzicie zaczynają reagować, a w wypadku „Wychowania do życia w rodzinie” tak nie jest! To jest taki sam przedmiot jak wszystkie inne! Tylko problem z rodzicami często polega na tym, że ich wiedza w temacie seksualności jest dosyć mała. Bo sami nie mieli dobrej edukacji seksualnej.
Jak jest obecnie w Polsce z wiekiem inicjacji seksualnej u chłopców i mężczyzn?
Wiek inicjacji seksualnej w Polsce utrzymuje się na podobnym poziomie już od wielu lat. Jest to około 18 roku życia. Natomiast średni wiek inicjacji seksualnej określamy dla okresu reprodukcyjnego, czyli między 15–18 a 49 rokiem życia. Tak więc naprawdę inicjacja seksualna może nastąpić w różnych fazach życia, choć naturalnie obecnie jest to raczej wcześniej niż później. Jeśli popatrzymy na międzynarodowe badania HBSC dotyczące zdrowia dzieci i młodzieży w Polsce, realizowane w mojej katedrze i w Instytucie Matki i Dziecka, to mamy wiedzę, że
do 15 roku życia inicjację seksualną przechodzi 16% chłopaków. Czyli w okresie, gdy wszelkie kontakty seksualne z taką osobą są prawnie zabronione.
Taka aktywność seksualna jest podejmowana przeważnie przy niewiedzy rodziców. Oni zdają sobie oczywiście sprawę, że istnieje coś takiego jak seksualność ludzi młodych, inicjacja seksualna czy współżycie seksualne. Tyle, że postrzegają tę kwestię jako taką, która dotyczy dzieci sąsiadów, ale nie ich własnego potomstwa. Przecież mało który chłopak pójdzie wcześniej do taty czy mamy i zapyta: „Mamo, tato. Czy ja mogę?” Pewne rzeczy się robi, ale nie pyta się o to rodziców. Prędzej porozmawia się na ten temat z kolegami. Naturalnie istnieje pewna grupa rodziców, niestety mniejszościowa, która decyduje się na rozpoczęcie takiej rozmowy ze swoim synem.
Jaka jest świadomość antykoncepcji wśród młodzieży?
Antykoncepcja wiąże się z kwestią odpowiedzialności ludzi młodych. Jeśli my, dorośli, chcemy wychować odpowiedzialną młodzież, to powinniśmy im taką wiedzę dostarczyć. I tę na temat antykoncepcji hormonalnej, i tę na temat prezerwatyw. Proszę zauważyć, że jeśli chłopak używa prezerwatywy, to nie jest ona wyłącznie środkiem antykoncepcyjnym, ale również sposobem na zmniejszenie ryzyka zakażenia wirusem HIV i innych chorób przenoszonych drogą płciową. To jest bardzo ważne, aby młodzi ludzie mieli tego świadomość i nie idealizowali partnerki czy partnera seksualnego, że na pewno ta osoba nie jest obciążona żadnymi chorobami.
A co mówią statystyki?
Dominującym środkiem antykoncepcyjnym w Polsce nie tylko wśród młodzieży, ale ogólnie, jest prezerwatywa (74%). W grupie ludzi młodych ten wskaźnik oczywiście jest niższy, ale bardziej niepokojące jest to, że prezerwatywa nie jest używana w sposób systematyczny. Antykoncepcji hormonalnej używa 32% Polek. Natomiast stosunek przerywany jako metodę antykoncepcji stosuje około 18% Polaków (wśród młodzieży ten odsetek jest większy). Oczywiście taki stosunek nie jest żadną metodą antykoncepcyjną i może być bardzo zawodny w tej materii, szczególnie u młodych mężczyzn, u których może nastąpić przedwczesny i niekontrolowany wytrysk. Rezultatem może być nieplanowana ciąża parterki. Dlatego młodzi ludzie powinni wiedzieć również o opcji awaryjnej w postaci tabletki „Dzień po”. Antykoncepcja to jest kwestia odpowiedzialności obojga partnerów, nie tylko dziewczyny, kobiety.
Jeśli jednak dojdzie do ciąży i urodzi się takiej młodej parze dziecko, to mamy problem nie tylko młodej matki, ale także młodego ojca…
Swego czasu robiłem duży projekt badawczy dotyczący profilaktyki ciąż wśród nastolatków. I wśród chłopaków, i wśród dziewcząt. To faktycznie jest problem, bo to nie jest dobry moment, aby zostać matką czy ojcem. Jednak, jeśli spojrzymy na to zjawisko z perspektywy wieloletniej, to
nie wzrasta nam w Polsce liczba niechcianych, młodocianych ciąż.
Ona jest na poziomie około 20 tysięcy rocznie. To ciągle jest niepokojąco duża liczba, ale liczba tych przypadków utrzymuje się na mniej więcej stałym poziomie.
Porozmawiajmy teraz trochę o „chemii” między partnerami.
Naturalnie istnieje coś takiego co nazywamy „chemią miłości”. Swego czasu napisałem książkę z profesorem Januszem Wiśniewskim pt. „Intymne rozmowy nie tylko o miłości”, gdzie dużo o tej „chemii” piszemy. Absolutnie istnieje miłość od pierwszego wejrzenia. Ludzie zakochują się nieraz wbrew własnej woli. To znaczy, że ten typ osoby, w której się zakochaliśmy to nie jest ta osoba, która zawsze wydawała nam się tym obiektem pożądania. Okazało się, że coś zadziałało i teraz jesteśmy razem.
To miłość czy pożądanie?
To może być i miłość, i pożądanie. A nieraz może być tylko pożądanie. Oczywiście najlepiej, jeśli nasza miłość jest związana z naszym pożądaniem. Ale bywa często też tak, że jest to kwestia wyłącznie napięcia seksualnego, które ktoś chce po prostu rozładować. Jeśli popatrzymy na trwające obecnie przemiany obyczajowości seksualnej, to widzimy, że to Internet odgrywa coraz większą rolę w relacjach seksualnych. W Internecie dostrzegam dużo tego, co jest dobre…
Przepraszam? Co jest dobrego w Internecie?
Jeśli ludzie piszą do siebie prawdę na komunikatorach o tym, jak wyglądają i czym się interesują. Jeśli jedna i druga strona szuka takiej osoby, to jest szansa, że za pomocą Internetu może poznać kogoś, kto będzie jej bliski. Natomiast, jeśli chociaż jedna ze stron będzie oszukiwać, to nie jest to sytuacja, która pomoże stworzyć stabilny związek.
Bywa oczywiście i tak, że w Internecie szukamy seksu i nic więcej. W ciągu jednego dnia wyszukujemy potencjalnego partnera i ten seks mamy. I za kilka dni powtarzamy to samo. W ten sposób rozładowujemy swoje napięcie seksualne. Po prostu taką koncepcję na swoje życie przyjmujemy.
Czy poprzez długi związek z jednym partnerem możemy popaść w oziębłość seksualną, a nawet w impotencję?
„Impotencja” to stare pojęcie. Obecnie w seksuologii mówimy bardziej o zaburzeniach erekcji. Które potrafią się pojawić nawet w związkach, gdzie cały czas istnieje namiętność i pożądanie. Ale z różnych względów zdrowotnych takich jak cukrzyca, choroba wieńcowa czy zaawansowany wiek, czy inne schorzenia, te problemy zaczynają występować. Nie można zapominać również o depresji czy stresie, które wpływają na zaburzenia erekcji, podobnie jak niektóre leki. Informacji o takich czy innych skutkach chorób czy przyjmowanych lekarstw powinien udzielić pacjentowi jego lekarz rodzinny.
Czy słynna niebieska tabletka albo lek typu „Konar zapłonie” pozwoli uporać się z tym problemem?
„Konar zapłonie” to były raczej suplementy diety, a nie leki. Natomiast obecnie w telewizji reklamowane są leki na zaburzenia erekcji (w małych dawkach).
Dobrze się stało, że takie są dostępne bez recepty.
Szczególnie jest to komfortowe dla mężczyzn, którzy wstydzą się iść do lekarza z problemem albo do apteki z receptą po niebieską pigułkę. Oczywiście zawsze zachęcam mężczyzn, aby dokładnie przeczytali ulotkę leku przed jego zażyciem. I wykluczyli jakieś inne problemy zdrowotne, które mogłyby być przyczyną zaburzeń erekcji. Jednak sam fakt, że mężczyzna sięga po te leki, to dobrze! Bo po to one są, aby zlikwidować ten wstydliwy, męski problem. Tak jak tabletką od bólu głowy likwidujemy tę dolegliwość, tak lekiem na zaburzenia erekcji pomagamy samemu sobie w odzyskaniu sprawności seksualnej. Oczywiście nie zawsze uzyskamy pożądany efekt. Wówczas będzie wymagana dodatkowa konsultacja lekarska. Natomiast Pan powiedział o braku pożądania i kryzysie czy wygaszaniu uczucia między partnerami…
Tak…
Jeżeli mamy partnerkę, która nam się już nie podoba i która nas już nie podnieca, to tabletka nie zadziała. Ona działa wówczas, kiedy obiekt seksualny jest dla nas obiektem pożądania, kiedy ktoś się nam podoba. Dodatkowo dochodzą różnego rodzaju sytuacje konfliktowe, które mamy z partnerką. Kiedy czujemy się rozżaleni, a chcemy współżyć tylko dlatego, że wypada, to seks nie wyjdzie.
No i co wtedy?
Trzeba przyjrzeć się temu, co w związku jest nie tak. Proszę zwrócić uwagę, że my w Polsce w ostatnich latach zawieramy coraz mniej małżeństw.
Coraz więcej ludzi żyje w związkach bez ślubu. Ale jednocześnie mamy w Polsce dużo rozwodów i dużo osób, które te rozwody planują.
Również z tego powodu, że wygasła namiętność i pożądanie. Że przestaliśmy się w tym związku czuć dobrze. To jest bardzo trudne pytanie. Dlatego, że często musimy na nie odpowiedzieć razem z drugą stronę. Tak jak ja, jako doradca rodzinny rozmawiam z takimi parami. Z mężczyzną i później z jego partnerką. Rozmawiam o tym, jak ten związek przebiega. Co w tym związku jest trudnego. Czasami właśnie to trudności i konflikty między partnerami wywołują niechęć do współżycia seksualnego. Myślę więc, że najpierw powinniśmy rozwiązać te problemy, które dają się rozwiązać, a potem podejmować próbę współżycia, które nie będzie przebiegać jak przysłowiowy czyn społeczny, ale w atmosferze miłości i namiętności. Pomiędzy ludźmi, którzy chcą być z sobą.
Proszę Pana. Jeśli w związku zdarzają się kryzysy, to jest to rzecz normalna. Ale niewątpliwie niedobrą rzeczą jest to, kiedy my w domu urządzamy ciche dni. Bo to nie rozwiązuje sprawy, tylko jeszcze bardziej nas w niej pogrąża. Jednym z najważniejszych umiejętności w zdrowiu seksualnym jest proces komunikowania się.
Czy człowiek może być monogamistą?
Może być. Mamy bardzo wiele przykładów związków, które przez wiele lat żyły w monogamii i jakoś sobie radziły z różnymi pokusami życia. Ale oczywiście dla niektórych jest to trudne. Jest równie wiele związków, gdzie partnerzy czy partnerki zdradzają. 10% Polaków żyje w związkach równoległych, gdzie poza mężem, żoną ma się kogoś innego!
Jak rozpoznać zboczenie czy dewiację seksualną?
Kiedy mówimy o seksualności człowieka i seksuologii to mówimy o różnym pojęciu norm. Mówimy o normie religijnej, prawnej, kulturowej, medycznej, statystycznej lub o normie partnerskiej. Dla człowieka, w codziennym życiu, najważniejsza jest kwestia dotycząca normy partnerskiej.
Akceptowane musi być to, co jedna i druga strona akceptuje w ramach tej normy.
Na przykład z punktu widzenia seksuologicznego seks oralny jest normą. Ale np. jeśli partner oczekuje od partnerki seksu oralnego, a ona tego nie lubi, nie akceptuje tej formy czy ze względów fizjologicznych czy estetycznych, to nie powinniśmy jej do tego zmuszać, gdyż to się nie mieści w normie partnerskiej. Inny przykład – sadyzm czy masochizm. W sensie medycznym jest to nieakceptowalne, bo zadajemy drugiej osobie ból i przysparzamy jej cierpienia. Ale jeżeli w związku jedna strona lubi ból, a druga lubi go zadawać, to z punktu widzenia normy partnerskiej to jest ok, oczywiście w granicach rozsądku.
Muszę tu też wspomnieć o wymienionej przeze mnie wcześniej normie religijnej mówiącej o tym, że nie rozpoczynamy współżycia przed ślubem. Proszę zauważyć, że zdecydowana większość Polaków to osoby deklarujące się jako wierzące, a pomimo to norma ta jest bardzo rzadko przestrzegana. Dlatego dzisiejsze pojęcie normy coraz bardziej nam się rozszerza.
Do tej pory mówiliśmy o relacjach heteroseksualnych. Ale przecież nie możemy pominąć grupy społecznej jaką stanowią homoseksualiści.
Tutaj też nie ma problemu. Z punktu widzenia normy seksuologicznej mówimy o co najmniej trzech orientacjach seksualnych. O osobach heteroseksualnych, homoseksualnych i biseksualnych. Oczywiście jest ich więcej.
Te wszystkie orientacje są równorzędne. Nie ma lepszej ani gorszej.
Tylko jedne są mniejszościowe, a drugie większościowe. Duży wpływ na postrzeganie poszczególnych orientacji mają kwestie związane z normą religijną czy kulturową. Z moich badań wynika, że 28% polskiego społeczeństwa chciałaby leczyć osoby homoseksualne z ich orientacji seksualnej!
Mówiąc o homoseksualności wśród chłopców czy młodych, a potem dorosłych mężczyzn należy pamiętać, że postrzeganie obiektów seksualnych może się różnić, w zależności od etapu rozwoju, w którym żyjemy. Nastolatkowie są zafascynowani, często w sposób romantyczny, innym chłopakiem czy mężczyzną. I to nie musi być kwestia popędu seksualnego. Czasem to rezultat wspaniałej sylwetki czy świetnego umięśnienia. I to się właśnie drugiej osobie podoba. Ale oczywiście może być to sprawa odkrywanej wtedy w sobie orientacji seksualnej.
W Polsce podejście do homoseksualności zmienia się, aczkolwiek nadal mamy z tym problem. Akceptacja samego siebie jako osoby, której podobają się inne osoby tej samej płci, na początku jest bardzo trudna. W sytuacji, kiedy są to relacje rodzinne, często my seksuolodzy dostrzegamy problem z akceptacją homoseksualnej orientacji syna.
Akceptacja ze strony matki następuje dużo szybciej niż ze strony ojca. „Co zrobiłem takiego w życiu, że wychowałem syna geja?” Środowisko społeczne nie ma wpływu na Twoją orientację. Środowisko ma wpływ jedynie na Twoje zachowanie seksualne. Na orientację nie.
To jest ogromne wyzwanie dla mężczyzn – chłopaków, dojrzałych mężczyzn i tych starzejących się – do interpretowania siebie i swojej seksualności, która z czasem, u niektórych, ulega większej bądź mniejszej zmianie. Lub stają się oni bardziej otwarci na inne doznania.
Seks zazwyczaj dostarcza ludziom przyjemności i zbliża ich do siebie. My, mężczyźni musimy przede wszystkim przestać wstydzić się o tym rozmawiać z naszymi dziećmi.
Wysłuchajmy ich obaw, odpowiedzmy na ich pytania. Przekażmy wiedzę kolejnym pokoleniom, jak rozumieć siebie, swoją seksualność i odpowiedzialnie czerpać z niej radość.