Olly jest nauczycielem przedszkola w Warszawie. Opowiada o swojej drodze do nieoczywistego dla mężczyzny stanowiska, dorastaniu do roli i reakcjach otoczenia.
Jakub: Może zacznę prostym pytaniem. Jak w ogóle zostałeś nauczycielem w przedszkolu?
Olly: Kiedy przyjechałem, miałem wizę turystyczną, którą można było zamienić na pracowniczą. Na początku miałem własną działalność, byłem masażystą. Niestety, oprócz paru klientów nie miałem nikogo do rozmowy i wtedy zdecydowałem, że chciałbym pracować z innymi ludźmi. W tym czasie skontaktowała się ze mną ambasada Filipin, ponieważ w kraju byłem tancerzem i choreografem. Poprosili, żebym dla nich pracował. Spróbowałem, ale to była praca dorywcza. Potrzebowali mnie tylko gdy organizowano jakieś wydarzenia, na przykład Dzień Niepodległości. To była monotonna praca, po prostu tańczenie na ważnych uroczystościach, do tego bardzo rzadko. Może z dwa razy do roku miałem kontakt z ludźmi: próby, przyjęcie i później znowu nic – a ja chciałem pracować z kimś codziennie!
Powiedziałem moim przyjaciołom, że może mógłbym spróbować jako wychowawca przedszkola, ale zanim do tego doszło musiałem poczekać jakieś pół roku. Wiecie, jak jest: to zazwyczaj kobiety pracują jako nauczycielki. Było mi przykro, że ten zawód jest postrzegany jako kobiecy. Nie byłem też przekonany do końca, czy aż tak lubię dzieci, a to oczekiwanie sprawiało, że miałem takie myśli, że może jednak to nie praca dla mnie.
W końcu, pewnego dnia, do dyrekcji jednego z warszawskich przedszkoli przyszła polskojęzyczna nauczycielka i powiedziała, że rodzice dopytują o kogoś, kto jest anglojęzyczny. I wtedy dostałem telefon z pytaniem, czy mógłbym pojawić się na rozmowie o pracę, pokazać, jakbym prowadził zajęcia, jakie mam podejście do dzieci. Spotkanie poszło dobrze – pani dyrektor podsumowała pytaniem:
„Jak to możliwe, że znaleźliśmy cię dopiero teraz!?”.
Poinformowała też mnie, że musi zapytać rodziców, czy nie mają nic przeciwko temu, by mężczyzna pracował jako wychowawca w przedszkolu. Sprzeciwu nie było, więc spytano mnie, kiedy chciałbym zacząć. Odpowiedziałem, że jak najszybciej. Pamiętam, że to zdarzyło się w piątek – i od poniedziałku zacząłem pracę w przedszkolu, gdzie uczę do teraz.
Jacek: Twoja opowieść o początkach odpowiedziała też na moje kolejne pytanie. Chciałem dowiedzieć się, czy miałeś jakieś profesjonalne przygotowanie – ale wygląda na to, że nie.
Olly: Jak mówiłem, byłem fizjoterapeutą i chyba właśnie przez brak profesjonalnego przygotowania nie byłem pewny, czy aż tak lubię dzieci. Nie lubiłem hałasu. Do tego bałem się, że sobie nie poradzę z nauczaniem i opanowaniem dzieci. Ale wiecie, jak jest: gdy czegoś nie umiemy, możemy się po prostu tego nauczyć. Oglądałem filmy na YouTube, podpatrywałem innych nauczycieli – i z czasem wszystko wydało mi się łatwiejsze. Najważniejsze jest złapanie więzi z dziećmi. Można wtedy zauważyć, czego szukają, co lubią, jak można uczyć je przez zabawę. To nie szkoła podstawowa, gdzie najważniejsza jest nauka. Zawsze mam z tyłu głowy, że w przedszkolu najważniejsze jest, by dzieci się bawiły i czuły komfortowo.
Jacek: Może chciałbyś opowiedzieć trochę więcej o swoim wzrastaniu jako nauczyciel przedszkolny. Jak to było? Co ci się spodobało, a co nie? Z jakimi wyzwaniami musiałeś się zmierzyć?
Olly: W związku z tym, że przedszkole, w którym pracuję jest międzynarodowe i zawsze jest potrzebny native speaker, to nie ma nawet czasu, żeby się poddać. Każdy dzień jest wyzwaniem, które traktuję jako motywację do nauczenia się czegoś więcej. Jak już powiedziałem, na początku, w 2015 roku, nie miałem żadnego doświadczenia w pracy z dziećmi. Wyobraźcie sobie, że już po trzech latach zostałem wyróżniony w konkursie „Przedszkole na medal” tytułem Najlepszego Nauczyciela: w trzech dzielnicach Warszawy, a następnie w całej stolicy! Byłem z siebie naprawdę zadowolony, bo dzięki temu inni mogli zobaczyć, jak pracuję. Do tego konkursu zgłosił mnie jeden z rodziców.
Dyplom Olly’ego.
Podsumowując: praca w przedszkolu oraz współpraca z ludźmi z innych krajów, szczególnie z Polakami, to dla mnie szansa na samorozwój. Codziennie się czegoś uczę, dlatego nie żałuję, że podjąłem tę pracę.
Jacek: Wspomniałeś o rodzicach, jeden z nich nominował Cię do konkursu. Chciałbym o nich trochę podpytać, ale zanim, chciałbym się jeszcze dowiedzieć, czy pamiętasz jaka była reakcja dzieci na nauczyciela przedszkolnego płci męskiej? W Polsce nie jest to takie typowe.
Olly: Starsze dzieci zareagowały dobrze, ale dla maluchów – jedno-, półtorarocznych – to był szok.
Zanim mnie zobaczyły, słysząc tylko mój głos już chciały uciekać, a na mój widok zaczynały płakać.
Teraz, czteroletnia dziewczynka z mojej grupy, która trzy lata temu płakała na mój widok, traktuje mnie jak członka rodziny. Za każdym razem, gdy jestem w sali, stara się usiąść mi na kolana, próbuje rozczesywać mi włosy i chce się wspólnie bawić. Dla mnie to jest niesamowite uczucie, gdy dzieci traktują mnie jakbym był ich starszym bratem. Ale, tak jak powiedziałem, dla tych najmłodszych mogłem wydawać się czasem straszny: przez kolor mojej skóry, włosów i oczywiście jako mężczyzna. To dla nich nietypowe.
Jacek: To bardzo ciekawe co powiedziałeś, ponieważ mogłoby się wydawać, że płeć nie powinna być dla dzieci barierą. Jednak może przez to, że tak jak powiedzieliśmy, w Polsce to, że kobieta jest nauczycielką. Ale potem, kiedy cię poznają, mówią: „OK, cóż, to po prostu kolejny człowiek” i faktycznie, jak powiedziałeś, mogą traktować cię prawie jak rodzinę. Wróćmy do rodziców. Czy możesz opowiedzieć jakieś historie z nimi związane? Może masz jakieś niemiłe lub miłe doświadczenia? Jak oni na Ciebie reagują? Zakładam, że skoro po trzech latach nominowali cię do tego konkursu, teraz jest dobrze. Ale jakie były początki?
Olly: Kiedy zaczynałem, rodzice w ogóle mnie nie zauważali. Byłem w sali, ale dla nich istniała tylko polska pani nauczycielka. Czułem, że są do mnie zdystansowani. Po jakimś czasie zauważyli jednak więź, jaka wytworzyła się między mną a ich dziećmi – i wtedy ich podejście do mnie znacznie się zmieniło. Oczywiście, nie wszyscy rodzice byli tacy, niektórzy od początku mieli miłe podejście, ale nie da się też zaprzeczyć, że byli też ci, którzy nie byli do mnie przekonani.
Jacek: Mam nadzieję, że była to mniejszość.
Olly: Tak, ale teraz jest już naprawdę dobrze. Jak mówiłem, pracuję w przedszkolu już 8 lat. Z biegiem czasu rodzicom udało się mnie jeszcze lepiej poznać i zobaczyć jak pracuję z ich dziećmi. Widzą to dzięki temu, że wszystko, co robimy na zajęciach jest publikowane, prace dzieci są wywieszane przed salą, a ja często dekoruję klasę czy całe przedszkole. Niedawno dyrekcja zaproponowała mi też koordynację pracy nauczycieli anglojęzycznych z naszych wszystkich trzech filii. Wprowadzam nowych pracowników, sprawdzam jak sobie radzą, jak prowadzą zajęcia albo jak mogę im pomóc. Powiedziano mi, że warto, żeby wszyscy rodzice, nie tylko rodzice dzieci z mojej grupy, mogli zauważyć moją pracę.
Jacek: Cofnijmy się nieco, jestem naprawdę ciekaw, ponieważ nie złapałem tego w żadnej z twoich wypowiedzi. Co właściwie skłoniło cię do wyboru Polski jako miejsca, w którym chcesz żyć, ponieważ powiedziałeś, że byłeś na wizie turystycznej, ale…
Olly: To dzięki osobom dobrego serca. Filipiny nie są bogatym krajem. Kilka dekad temu byliśmy jednym z najbogatszych państw Azji, ale to się zmieniło. W moim przypadku było tak, że gdy pracowałem w restauracji w moim rodzinnym mieście, mój dawny polski przyjaciel spytał, czy nie chciałbym spróbować wyjechać i odwiedzić Polskę. Twierdził, że być może znalazłoby się dla mnie coś lepszego niż praca w restauracji, udałoby mi się też pomóc mojej rodzinie. Wtedy myślałem, że żartuje, ale po kilku miesiącach otrzymałem list z zaproszeniem do Polski, a następnie powiedziano mi, żebym udał się do Tajlandii, aby ubiegać się o wizę turystyczną, ponieważ w stolicy Filipin – Manili – nie mieliśmy wtedy jeszcze polskiej ambasady. Jadąc tam zastanawiałem się, czy to się dzieje naprawdę. Dotarło to do mnie bardziej, gdy dostałem paszport z wizą. Kiedy powiedziałem rodzicom, że jadę do Polski, spytali mnie: „Dlaczego?” Odpowiedziałem, że mam zamiar spróbować zawalczyć o przyszłość w Polsce. Po miesiącu pobytu nie pozwolono mi zostać ani przedłużyć wizy, więc musiałem wrócić na Filipiny. Po sześciu miesiącach ponownie złożyłem wniosek o wizę w Tajlandii. W 2010 roku zacząłem mieszkać w Polsce i żyję tu aż do teraz.
Jakub: A więc to już ponad 13 lat.
Olly: Tak.
Jakub: Długo…
Olly: Dodam, że robiłem wszystko, żeby nauczyć się polskiego języka. Uczęszczałem na zajęcia językowe prowadzone na Uniwersytecie Warszawskim. Trochę żałuję, że w nie wolno nam, anglojęzycznym wychowawcom, mówić po polsku. Chodzi o to, że nauczając angielskiego lepiej jest udawać, że nie rozumie się nic po polsku. Wtedy dzieciom jest łatwiej zrozumieć, że musimy porozumiewać się tylko po angielsku.
Jacek: Czy ty czujesz, że jest to pewnego rodzaju misja? Czy czujesz się wyjątkowy, czy jest to coś ważnego dla Ciebie jako mężczyzny? Trudniej jest być mężczyźnie nauczycielem przedszkolnym. Czy to czujesz? Albo inaczej, pomijając czy jest to misja czy praca, czy czujesz jakieś emocjonalne połączenie z tymi dziećmi? Jest to niezależne od etyki pracy, wiadomo że się starasz, ale czy czujesz coś więcej?
Olly: Tak, myślę, że to jakiegoś rodzaju misja. Osobiście nie miałem bardzo radosnego dzieciństwa. Mam ósemkę rodzeństwa, dlatego często było tak, że nie każdemu rodzice – choć bardzo nas kochali – byli w stanie poświęcić tyle uwagi, ile każde z nas oczekiwało. Tak jak powiedziałem: myślę, że jest to dla mnie misja… Wybaczcie, nieco się wzruszyłem opowiadając o rodzinie.
Pamiętając własne odczucia nie chcę żeby inne dzieci czuły się zaniedbane. Chciałbym im pokazać, że zawsze jestem dla nich, chciałbym, żeby to czuły.
Niektórzy rodzice pytają mnie, dlaczego każdemu dziecku daję prezent urodzinowy. Robię to, ponieważ kiedy dorastałem moich bliskich nie było stać na prezenty. Wiem, że ci rodzice kupują dzieciom prezenty, ale tu chodzi o coś jeszcze: o pokazanie dzieciom, że pamiętam o ważnym dla nich dniu; że nie jestem tylko nauczycielem, który po pracy zapomina o swoich wychowankach i zajmuje się tylko sobą. Dzieci będą to pamiętać. Tak: dla mnie ciągłe bycie przy nich to misja; nie chcę żeby którekolwiek czuło się odrzucone czy zapomniane.
Jakub: 25% dzieci w Polsce jest wychowywanych przez samotnych rodziców. W większości mamy. Wiele z tych dzieci nie ma na co dzień mężczyzn wokół siebie, ponieważ w ich rodzinie jest zwykle tylko mama i babcia, a w szkole zazwyczaj jest pani. Pani od matematyki, pani od polskiego, pani od tego i tamtego… Więc to zawsze są kobiety, aż do późnych etapów edukacji. Dopóki nie skończą szkoły, prawie nie spotykają mężczyzn. I to jest oczywiście ważne zarówno dla chłopców jak i dla dziewcząt. Dla chłopców mężczyzna to ktoś, kim się staną. Dla dziewcząt jest to ktoś, kto najprawdopodobniej zostanie ich partnerem. Muszą więc zrozumieć, jak „ten drugi model działa” i różni się od „modelu”, którym sami są. Myślę więc, że możesz nie doceniać roli, jaką odgrywasz w życiu tych dzieci, zwłaszcza tych, które mają tylko mamy. Stajesz się dla nich wzorem nie tylko na teraz, ale na całe życie.
Olly: Co prawda, wszystkie dzieci w naszym przedszkolu mają szczęście wychowywać się w rodzinach, w których obecni są oboje rodzice, natomiast gdy słucham tego co mówisz, przychodzi mi do głowy jedno z moich doświadczeń, zahaczających o to zjawisko. W mojej grupie jest chłopiec, który ma i mamę, i tatę, ale nie ma rodzeństwa. Jest między nami silna więź. On nie lubi, kiedy inni są wokół mnie. Kiedy bawię się z innymi dziećmi, przychodzi i próbuje mnie od nich odseparować. W przedszkolu mamy takie wielkanocne warsztaty dla dzieci i rodziców. W czasie jednych z nich ten chłopiec bardzo płakał. Teraz jest już inaczej i pozwala mi się bawić z innymi, ale wtedy wszyscy patrzyli, bo robił duże sceny, bardzo głośno płakał, co psuło nieco atmosferę. Jego mama bardzo to przeżywała i płakała w gabinecie pani dyrektor obwiniając siebie, że jest złą mamą. Było jej przykro, że nie potrafiła uspokoić swojego syna. W międzyczasie chłopiec przyszedł do mnie i – gdy z nim porozmawiałem – przestał płakać i razem skończyliśmy wspólnie tworzyć świąteczne ozdoby. Pomyślałem o nim teraz, ponieważ jakiś czas po tych warsztatach ten chłopiec powiedział mi, że marzy, żeby mieć brata. Masz rację, że dla tych dzieci mogę coś znaczyć…
Trzeba też wiedzieć, jak sobie ogólnie poradzić z dziećmi. Trzeba wiedzieć, kiedy należy być surowym a kiedy jest czas na wspólną, miłą zabawę. To zasada, którą stosuję i przyzwyczajam do niej dzieci: jest czas na przyjacielską zabawę, ale czasem też jestem surowy, bo jestem ich nauczycielem.
Jacek: Jak już powiedzieliśmy, bardzo ważny jest model mężczyzny dla dorastających dzieci. Tak jak Jakub wspomniał, szczególnie dla dzieci z niepełnych rodzin, ale też takich, których tata jest ciągle w pracy. Przez większość czasu widzą tylko mamy i babcie, dlatego myślę, że możemy stwierdzić, że potrzebujemy więcej Ollych w polskich przedszkolach.
Olly: W przedszkolu, w którym pracuję, szukają teraz więcej mężczyzn do pracy, ponieważ niejako na swoim przykładzie pokazałem, że można na nas polegać samo jak na kobietach. Wierzcie lub nie, ale bardzo dużo robię. Jestem fotografem i choreografem, ozdabiam przedszkole za każdym razem, gdy mamy jakieś przedstawienie. Robię wszystko to, co robią inne nauczycielki.
Jacek: To naprawdę fajnie, że jesteś tak chętny do pomocy i pełnisz ważną rolę, o której wspomniał Jakub. Jeszcze, przychodzi mi do głowy również to, że może inspirujesz innych do poszukiwania nauczycieli przedszkola płci męskiej. Jak powiedzieliśmy, chcemy widzieć ich więcej, a ty w zasadzie rozpoczynasz tę listę. Trzymajmy kciuki, że tak się stanie…
Jakub: I to skłania mnie do zapytania o rady dla mężczyzn, którzy marzą o takiej karierze, ale wahają się z powodu różnych stereotypów społecznych, co byś im powiedział na zachętę?
Olly: Jeśli ktoś chciałby pracować w przedszkolu, a nie ma doświadczenia w pracy z dziećmi – nie powinien się tego braku doświadczenia obawiać.
Otwartość i pozytywne nastawienie sprawią, że człowiek bardzo szybko uczy się budować dobre relacje z wychowankami.
Praca w przedszkolu jest trochę jak przebywanie ze swoimi siostrzenicami czy bratankami. Przy takim podejściu ma się więcej frajdy z przebywania z dzieciakami. Dodatkowo fajne jest to, że w otoczeniu dzieci samemu można trochę poczuć się jak dziecko. Chodzimy do szkoły, przedszkola, ale nie uczymy się tego, co oni. Uczymy się od nich. Ważne, by mieć otwarte oczy i uszy; wsłuchiwać się w to, co najmłodsi mają nam do przekazania.
Jakub: Czy coś się w tobie zmieniło? Czy coś zmieniło się w Twoim podejściu do życia dzięki tej pracy?
Olly: Tak. Dzięki temu, że zostałem wysłany na Szkolenia Pozytywnej Dyscypliny, nauczyłem się przede wszystkim jak radzić sobie z dziećmi oraz dowiedziałem się wiele o ich zachowaniu. Dużo się zmieniło, ponieważ ta praca stała się moim życiem. Pracuję z dziećmi, na temat których muszę mieć jakąś wiedzę, bo nie mogę być tylko osobą ustalającą zasady. Muszę rozumieć dzieci oraz muszę mieć oczy i uszy dookoła głowy. Muszę wiedzieć, jak z nimi rozmawiać. Kiedy do nich mówię, klękam, żeby czuły, że jesteśmy równi. Wiele się zmieniło. Na pewno stałem się lepszym słuchaczem. Kiedyś uciekałem od hałaśliwych szkrabów, a teraz weekendami tęsknię za ich głośnym śmiechem i entuzjastycznymi nawoływaniami.
Jakub: Czy mogę powiedzieć, że uważasz się za lepszego siebie, mając taką pracę?
Olly: Tak. Dzięki tej pracy odkryłem w sobie swoją kreatywną stronę, której nie byłem wcześniej świadomy. Dla mnie samego było to spore zaskoczenie i jestem bardzo wdzięczny życiu za tę niesamowitą przygodę.
Poza tym ta praca motywuje mnie do stawania się lepszą wersją siebie. Praca z dziećmi sprawia, że trzeba być bardzo cierpliwym.
Jeśli się takim nie jest, niemożliwe jest odnaleźć się w tym zawodzie.
Jakub: To ważne słowa.
Olly: Spróbuj to sobie wyobrazić: mając syna i córkę widzisz, jak żywi są w domu. W grupie przedszkolnej jest od dwunastu do szesnastu osób. Trzeba być cierpliwym, żeby nie dać się im „zamęczyć”. Ja widzę zmiany w moim życiu. Wcześniej nie wiedziałem, jak obchodzić się z dziećmi, myślałem, że może trzeba ciągle na nie krzyczeć, żeby słuchały. Po kilku latach pracy wiem już, że to nie jest skuteczna metoda. Można tylko nabawić się chorób gardła i twój głos się osłabia. Spokojne mówienie do dzieci działa o wiele lepiej!
Jacek: To, że pracujesz nad sobą jest godne podziwu. Masz wysoką etykę pracy i wiesz, robisz tak wiele, nie jest to takie oczywiste, tym bardziej wśród polskich nauczycieli…
Olly: Kiedyś ludzie uważali, że nauczyciele są tylko od nauczania, ale ta praca to o wiele więcej. Nie tylko nauczam języka, ale przedszkole też daje mi szansę na nauczenie się czegoś nowego, za każdym razem, gdy tam przychodzę.
Mój znajomy, który też jest Filipińczykiem, pracował w przedszkolu, ale zrezygnował, bo go to nie pasjonowało. Nie wkładał w to serca – a w pracy z dziećmi trzeba je całe oddawać.
Jacek: Chcielibyśmy życzyć Ci, abyś pozostał tą samą pozytywną osobą i nadal wykonywał tę wspaniałą pracę. Mamy też nadzieję, że pewnego dnia będziemy mogli powiedzieć: „Hej, zrobiliśmy wywiad z tym facetem, który rozpoczął rewolucję w polskich przedszkolach.” Naprawdę chcielibyśmy, żeby tak się stało. Może brzmi to śmiesznie i pompatycznie, ale naprawdę mam nadzieję, że tak się stanie.
Olly: Też Wam dziękuję, bo to naprawdę miło podzielić się z kimś swoim sukcesem i wiedzą o pracy z dziećmi.
Rozmowę przeprowadzili: Jacek Stachowiak, Jakub Chabik; redakcja i tłumaczenie: Iga Kochańska