Aga Kozak, medioznawczyni i kulturonawczyni, oraz Paweł Goźliński, teatrolog i filolog – oboje związani ze środowiskiem „Agory” i Gazety Wyborczej – napisali książkę pod cokolwiek kontrowersyjnym tytułem „Sztuka męskości. Jak nie być ch*jem”. Książka to zestaw wywiadów z prominentnymi mężczyznami, które krążą wokół mężczyzn i tematu męskości. Nie jest to szczególnie trudna ani obszerna pozycja – napisana jest też żywym, wartkim językiem, co na pewno można uznać za jej zaletę.
Z ciekawości i czułości
Wspólnym mianownikiem jest męskość, a jej definicja jest bardzo szeroka – stąd też tytuł tej recenzji, „spektrum”. Mamy więc historyków, lekarzy, polonistów, psychologów.
Mamy więc opowieści o kulturowym konstrukcie męskości. O przestrzeganiu i nieprzestrzeganiu przepisów drogowych – jako dwóch twarzach męskości, tej opiekuńczej i tej testosteronowej. Jest o przeżywaniu bliskości przez mężczyzn, w tym cielesnej. Jest cały rozdział o penisie, nazywanym tu z medyczna „prąciem”. Jest nawet wspomnienie o Kongresie Mężczyzn – na którym Aga Kozak była jako korespondentka i dziennikarka.
W „spektrum” jest również jakość tych wywiadów: są ciekawe, głębokie i inspirujące. Są też miałkie i wtórne.
O co trudno mieć pretensje do autorów, bo tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Jeśli jest coś co łączy rozmówców Kozak i Goźlińskiego – to pochodzą oni z panteonu środowisk progresywnych i w zasadzie podejmują temat męskości z jednej, podobnej perspektywy.
Nie sposób odmówić książce czułości. To pozytywnie odróżnia tę pozycję od innych, które przez wszystkie przypadki odmieniają modne słowa-klucze: patriarchat, kryzys, dominacja, itd. Sama autorka w przedmowie wspomina, że inspiracją były dla niej próby dogadania się z ojcem oraz braćmi. Nie ma więc wątpliwości, że do tematu męskości podchodzi z życzliwością i ciekawością. Imaginarium autorki i rozmówców jest też stricte XXI-wieczne – od modnych amerykańskich socjologów, poprzez seriale z Netflixa i filmy, które przez ostatnie 10 lat grano w kinach. Trudno się dziwić – to pewna baza kulturowa, do której można się odwołać. I jednocześnie największa pułapka książki.
O czym i dla kogo?
Bo gdzieś tak od połowy czytelnik zadaje sobie pytanie: o czym ona właściwie jest i dla kogo? Bo, trudno nie zauważyć, że autorzy unikają tematów kontrowersyjnych, trudnych oraz budzących prawdziwe emocje prawdziwych mężczyzn. Nierówności w prawie – np. emerytalnym. Tematu relacji z kobietami – oraz rozstań, w tym takich, w których dochodzi do walki o dzieci. Bohaterowie to zawsze są ludzie z wielkomiejskiej klasy średnio-wyższej, dla których wyjazd na dwa dni do lasu to nieomal katharsis i przemiana duchowa (koniecznie zgodna z filozofią Wschodu) – najwyraźniej nigdy nie byli na obozie harcerskim.
Nie ma tematu sprzecznych oczekiwań, których poddawany jest mężczyzna. Nie ma tematu bezpieczeństwa i przemocy – nie tylko tej, której mężczyźni są sprawcami, ale i tej przemilczanej, której są ofiarami. Nie ma ani jednego ciężkiego tematu: poprawczaków, więzień, bezdomności, depresji. Nie ma tematu polityk publicznych, które mężczyzn w ogóle nie traktują jako podmiotu, tylko jako przedmiot.
Jest dużo pluszowego kołczingu, pop-psychologii i szczypta ezoteryki, która każe nam sądzić, że mężczyźni głównie mają problem sami ze sobą. Wystarczy że zaczną myśleć inaczej („nowocześniej”) – a ich problemy się rozwiążą.
Nie ma też w książce mężczyzn innych niż elity. Nie ma kierowców tirów, którzy sześć tygodni ciurkiem spędzają w trasie, tęskniąc za dziećmi, ale jednocześnie zarabiając na to, żeby mogły mieć lepsze życie. Nie ma żołnierzy i policjantów, którzy codziennie dbają o nasze bezpieczeństwo – i dla których testosteron i przemoc to narzędzia pracy, którego używania oczekuje społeczeństwo. Nie ma pracowników utrzymania infrastruktury, na których trzyma się nasza codzienność: energetyków, pracowników wodociągów, kontrolerów ruchu lotniczego, maszynistów, operatorów koparek. Są wyłącznie redaktorzy, kołcze, profesorowie, artyści oraz kulturoznawcy.
Stąd podejrzenie, że adresatami książki nie są wcale mężczyźni, tylko progresywne kobiety, które przeczytały już absolutnie wszystkie artykuły i książki o sobie i może teraz chciałyby się dowiedzieć, jak działa ten drugi model. Ale tak, żeby przypadkiem z książki nie wyskoczyło na nie nic, co zburzy niepokój wieczoru przy lampce wina. Nałogowiec, narkoman, ofiara przemocy, bezrobotny, recydywista, alienowany ojciec, pracownik produkcji, rolnik, ktoś w spektrum autyzmu albo ofiara wypadku w pracy. W owej „sztuce męskości” nie znalazło się miejsce na takie trudne tematy; ma być pluszowa – bo wino w sobotni wieczór musi smakować.
Czy książkę można polecić?
Tak, można. Jest to ważny i – jak pisałem – czuły i życzliwy głos w dyskusji o męskości. I choć hermetyczny środowiskiem i tematami i stroniący od… nawet nie brudu, ale po prostu styku z realnym życiem, to mimo wszystko wartościowy. Jest w nim wiele mądrych stwierdzeń i refleksji- np. prof. Leder pisze o jałowości feminizmu jako punktu wyjścia do opisu męskości (o czym mówimy od początku istnienia Stowarzyszenia), prof. Napiórkowski mówi wiele o formatowaniu kulturowym i alternatywach wobec tradycyjnej męskości, Vienio o relacji ojciec-syn, a dr Paweł Świniarski mówi dużo o płodności, wytrysku i interesach naszych interesów.
Natomiast nie oczekujmy po niej za wiele. Nie ma żadnych danych, które pokazywałyby obiektywną rzeczywistość; to zestaw subiektywnych percepcji i opowieści. Polski mężczyzna ciągle czeka na takie opisanie go, które nie unikałoby trudnych tematów…
…i byłoby czymś więcej niż popkulturową i pop-psychologiczną gumą do żucia, próbującą indywidualne doświadczenia i anegdoty uogólnić w recepty.
Na koniec warto powiedzieć o tytule. Ryzykowny zabieg – autorów lub wydawnictwa, nie mam pojęcia kogo – pozostawia wrażenie niedosytu. Nie dowiemy się bowiem, co to znaczy „być ch*jem” i jak nim nie być. Może więc warto spróbować napisać sequel i odpowiedzieć na to pytanie.