W niedzielę 4 maja na stronie Oko.press ukazał się artykuł, którego tytuł sugerował analizę poparcia mężczyzn dla partii prawicowych, ale w istotnej mierze dotyczył naszej działalności – Stowarzyszenia na Rzecz Chłopców i Mężczyzn oraz nas dwóch osobiście.
Dzień później, 5 maja wysłaliśmy do Oko.press polemikę. Dobry obyczaj dziennikarski nakazywałby opublikować taki tekst – zwłaszcza jeśli ewidentnie wykazano, że autor tekstu w Oko.press minął się z prawdą, a przede wszystkim nie zapoznał z działalnością Stowarzyszenia. Zamiast tego, po tygodniu dostaliśmy wiadomość:
„Dziękuję za polemikę z tekstem Krzysztofa Katkowskiego. Przesłałam ją zainteresowanemu, zobaczymy, czy będzie chciał się odnieść.”
Jeszcze trochę czekaliśmy, ale na próżno. To kuriozalne standardy, daleko, daleko od tzw. normalnych redakcji. W normalnych redakcjach polemika zostałaby po prostu opublikowana, a autor napisałby później replikę. Ocenę zachowania dziennikarskich standardów przez redakcję Oko.press, która kiedyś określała się mianem fact-checkingowej, pozostawiamy Czytelnikom.
A poniżej nasza polemika – zapraszamy do lektury.
Czy problemy mężczyzn są “faktyczne”?
Cieszymy się, że nasza aktywność jest zauważana, a wraz z nią – problemy mężczyzn. Ale niestety artykuł jest oparty na fałszywym wyobrażeniu o naszej działalności. W bulwersujący sposób neguje też problemy mężczyzn.
„Nie mamy do czynienia z „dyskryminacją mężczyzn” – to pojęcie kontrfaktyczne” – pisze Katkowski. Gdy mówimy o dyskryminacji zazwyczaj ograniczamy się do wąskiej definicji – nierównych praw lub czyjegoś działania, które działa na czyjąś szkodę bezpośrednio ze względu na płeć. Może to być przepis o więźniach, którzy ze względu na swoją płeć mogą się wykąpać tylko raz w tygodniu. Albo działanie Polskich Kolei Państwowych, które przyznają posiłki regeneracyjne tylko konduktorkom, ale już nie konduktorom.
Najwyraźniej nie jest dla niego taką “faktyczną dyskryminacją” nierówność praw, gdy to mężczyźni są dyskryminowani.
W Polsce mężczyźni uzyskują prawo do emerytury o 5 lat później od kobiet. Jesteśmy pod tym względem ostatnim krajem w Unii Europejskiej. Powszechna kwalifikacja wojskowa dotyczy również tylko mężczyzn – w przypadku przywrócenia poboru (wcale nie wykluczonego w obecnej sytuacji międzynarodowej) tylko mężczyźni zostaną wzięci “w kamasze”. Mimo narracji o zachęcaniu mężczyzn do aktywnego ojcostwa, urlopy dla ojców nie mają ani takiej długości, ani warunków, jak urlopy dla kobiet.
Nie wszystkie nierówne wyniki musimy uznawać za dyskryminację. Katkowski stosuje jednak szeroką definicję, uwzględniając tzw. dyskryminację systemową czy nierówność wyników: “Męska dominacja to za to fakt potwierdzony też danymi – od projektowania terapii „pod mężczyzn” po przemoc i tzw. szklany sufit. W Polsce skorygowana luka płacowa wynosiła niedawno 14–24%. Dyskryminacja pozytywna (czyli wyrównawcza) wobec kobiet ma podstawy w rzeczywistej nierówności – od nieodpłatnej pracy domowej po marginalizację seksualną.” Tak więc jego zdaniem kobietom należy pomagać prawnie poprzez “dyskryminację pozytywną”.
„Gulczyński wyolbrzymia problem” – pisze Katkowski. Czy napisanie, że mężczyźni w Polsce mogliby żyć o cztery lata dłużej, to “wyolbrzmienie”? Polacy umierają o ponad siedem lat wcześniej od Polek, a w Holandii i na Islandii ta różnica wynosi tylko trzy lata – czyli mężczyznom można pomóc. Codziennie w wyniku samobójstwa umiera 13 osób, z których 11 to mężczyźni. Co drugi dzień w Polsce ktoś ginie w pracy – 95% ofiar to mężczyźni. Wśród 30 tys. bezdomnych jest czterokrotnie więcej mężczyzn niż kobiet. Tytuły magisterskie uzyskuje dwukrotnie więcej kobiet niż mężczyzn; na Erasmusa wyjeżdża dwa razy więcej studentek niż studentów. Która z tych danych to “wyolbrzymienie problemu”?
Kto mówi o problemach mężczyzn, ten „faszysta„
Katkowski przewrotnie sprowadza te nierówności do “androcentryzmu” – jakoby wynikały ze skupiania się na mężczyznach. Mówienie o wyżej wymienionych problemach uważa za dowód na frustrację wynikającą z utraty męskich przywilejów i nieumiejętności komunikowania emocji. I z tej diagnozy przeskakuje już w następnym akapicie prosto do faszyzmu – radosnego jak Sławomir Mentzen na hulajnodze.
Jego zdaniem „Gulczyński stosuje jednak chwyty retoryczne, które służą wiktymizacji mężczyzn.” Cóż, trudno mówić o dyskryminacji i problemach jakiejś grupy społecznej bez przedstawiania ich jako ofiar. Niestety – nie da się tworzyć polityki publicznej na rzecz grupy, którą powszechnie uznaje się za uprzywilejowaną, dominującą i sprawczą. Taką wizję mężczyzny próbuje utrwalić autor. Co ciekawe – zazwyczaj taką postawę (już bez rozróżniania płci) prezentują nie feminiści i progresywiści, lecz skrajni liberałowie przekonani o tym, że “każdy jest kowalem własnego losu” i państwo nie powinno się wtrącać.
Żeby odnosić wyborcze sukcesy, politycy muszą przekonać wyborców, że robią dobre rzeczy dla właściwych osób.
Dopóki społeczeństwo uważa, że mężczyźni są zawsze odpowiedzialni za swoje problemy – politykom trudno jest je rozwiązać. I tak na przykład minister ds. polityki senioralnej Marzena Okła-Drewnowicz na pytanie o nierówny wiek emerytalny i fakt, że co czwarty mężczyzna do niego nie dożywa, zaczyna odpowiedź od “Jak pomóc kobietom…”
Selektywna równość wspiera radykałów
Niestety tak wygląda polska równość. Zamiast mówić o problemach grup, mężczyzn, kobiet, niepełnosprawnych, mniejszości, osób z tzw. Polski powiatowej – dzieli się wykluczonych na lepszych i gorszych. Dla tych lepszych są programy, inwestycje, pełnomocnicy, media i pieniądze. Dla tych gorszych – jest (w najlepszym razie) obojętność, a najgorszym – pogłębianie wykluczenia.
Jednym z flagowych programów tego rządu jest renta wdowia. Niby jest to rozwiązanie wspólne – tyle że nie. Po pierwsze, 85% osób owdowiałych to kobiety. Po drugie – w rencie wdowiej powtórzono nierówność wieku, która – jak już pisaliśmy – istnieje w Białorusi i Rosji, ale w żadnym innym kraju europejskim. Po trzecie – to mężczyźni są głównymi płatnikami składek ZUS, a zaczynający pracę najwcześniej (zaraz po osiągnięciu dorosłości, często wcześniej) i pracujący w najcięższych warunkach nie mogą doczekać się systemowych rozwiązań. Po czwarte – wszyscy jakby przeszli do porządku dziennego nad faktem, że mężczyźni umierają wcześniej. Zamiast zaoferować seniorom programy zdrowotne, aktywizację, rehabilitację i ruch – oferuje się wdowom pieniądze po zmarłym mężu. Rezonuje to z ogólnym postrzeganiem polskiego mężczyzny jako “woła pociągowego” oraz “dobra zbywalnego”. Ma szybko iść do ciężkiej pracy, dużo pracować – a potem umierać, aby nie obciążać systemu swoją emeryturą (co czwarty mężczyzna swojej wypracowanej emerytury nie dożywa) i ogólnie nie robić kłopotu. No chyba, że wcześniej wybuchnie wojna, wtedy dowie się od premiera, że “wszyscy mężczyźni” mają iść na przeszkolenie wojskowe. Nagle mężczyzna pojawia się jako podmiot polityki publicznej – ale dopiero tam, gdzie trzeba iść, walczyć i ginąć w okopach.
Kiedy już pojawia się gdzie indziej – to raczej w formie dyskryminującej. Jak w Urzędzie Pracy w Białymstoku, który oferuje dopłaty do działalności rodzicom – ale nie ojcom. Jak w Starostwie Powiatowym w Toruniu, w programie EU-geniusz chłopcy mieli na starcie mniej punktów od dziewczynek – które i tak już lepiej się uczą. Tutaj, po naszej interwencji oraz eskalacji do RPO i RPD, kryterium odwołano – ale ono de facto działa, bo ponad 60% osób, które złożyły wnioski, to dziewczęta i ich rodzice. Komunikat chłopcom już wysłano: “nie jesteście godni”. Tak jak w Czeladzi, gdzie w ramach łączenia pokoleń stworzono program, gdzie na 200 osób nim objętych tylko 20 może być mężczyznami. Dlaczego? Czekamy na odpowiedź, ale w nieoficjalnej rozmowie dowiedzieliśmy się, że mężczyźni “nigdy się nie interesują” takimi programami, a więc aby uzyskać to finansowanie i nie musieć tłumaczyć się, że prawie wszyscy zaangażowani to kobiety, wprowadzono je do samej konstrukcji projektu. A Urząd Marszałkowski to radośnie zatwierdził. Przetłumaczymy to z polskiego na nasz: najpierw administracja publiczna nie była w stanie trafić do mężczyzn, aby zaangażować ich w działania społeczne, więc dla świętego spokoju postanowiła ich a priori wykluczyć z programu! Wszystko pod unijną flagą, za pieniądze z Brukseli. Problem z głowy, pora na kawę!
I nagle mężczyźni głosują na prawicę i siły eurosceptyczne! I nikt nie wie dlaczego?
Tak właśnie rodzi się faszyzm. Kiedy odmawiamy mężczyznom podmiotowości, widzimy ich jedynie jako woła pociągowego, obrońcę innych oraz źródło problemów, mężczyźni zwracają się do skrajnej prawicy. Ta oferuje im odrobinę dowartościowania symbolicznego, mglistą obietnicę powrotu do “dawnych, dobrych czasów” i w sumie nic więcej. Ale to i tak lepiej, niż progresywni politycy i publicyści, którzy oferują im jedynie połajanki, a każdego, kto zaczyna się głośno domagać równości prawdziwej, a nie selektywnej, nazywają “faszystą”.
Jak bezdomnym pomoże “likwidacja męskiej dominacji”?
Dlaczego mówimy na przykład o luce empatii? To sytuacja, gdy problemy mężczyzn się bagatelizuje, mimo że dla kobiet w podobnej sytuacji wyrażano by zrozumienie i apelowano o instytucjonalne wsparcie. Przykładem może być dziennikarka TVN24, która śmiała się na wizji z przemocy domowej, bo ofiarą był mężczyzna. Albo reakcje policji czy MOPS-u na zgłoszenia przemocy partnerek wobec mężczyzn, o których mówiła suicydolożka w wywiadzie dla nas.
Nie rozwiążemy problemów, jeśli nie uznamy ich za istotne. Musimy zauważyć, że mężczyźni (zwłaszcza klas niższych) też bywają ofiarami systemu, kultury albo źle zaprojektowanych instytucji. W artykule naukowym o unijnych politykach równościowych Michał Gulczyński nazywa to dostrzeżeniem, że mężczyźni też bywają “posiadaczami problemów” (“problem holder”). Nie jest to nic sprzecznego z feminizmem. Tam nazywa się to „kosztami patriarchatu” albo “podejściem intersekcjonalnym” – dostrzeganiem problemów wynikających z przecięcia klasy i płci, czyli w tym przypadku dotyczącymi mężczyzn pochodzących z biedniejszych rodzin czy terenów wiejskich. Również feministyczne badaczki zauważają już, że liczebna przewaga mężczyzn wśród polityków nie oznacza wcale, że polityki są prowadzone z myślą o problemach zwykłych mężczyzn.
Problemy mężczyzn w edukacji i zdrowiu, nierówności w migracjach czy wspomnianych przepisach prawa nie znikną od trąbienia o “męskiej dominacji” ani od polityk promujących większą obecność kobiet w polityce i zarządach spółek.
Tej męskiej dominacji nie odczuwają przecież chłopcy w szkole oceniani niemal wyłącznie przez nauczycielki. Nie zauważają jej też chłopcy w szkole zawodowej, których koleżanki poszły do lepszych szkół albo dostają punkty za płeć w pozytywnie dyskryminującym programie szkoleń finansowanym z funduszy unijnych we Wrocławiu czy powiecie toruńskim. Ani młodzi mężczyźni na wsi, których rówieśniczki wyjechały do miast. Ani pracownicy fizyczni pracujący w szkodliwych warunkach – 83% z nich to mężczyźni. Ani studenci uczelni medycznych, wśród których tylko 23% to mężczyźni – a uczelniane polityki i rady ds. równości w ogóle ten problem pomijają, skupiając się na dostępie kobiet do wyższych stanowisk. Ani 61-latkowie, których rówieśniczki pobierają już emeryturę lub pracują dalej, ale z zerowym opodatkowaniem. Ani ojcowie, którzy w sądach są niemal z automatu traktowani jako rodzice drugiej kategorii, z doskoku. Ani imigranci, o których poseł Trela z (równościowej przecież?) Lewicy powiedział, że “Jeżeli widzimy kilka tysięcy rosłych facetów próbujących wedrzeć się do Polski, trzeba chronić granicę. Ale jeśli przyjdzie kobieta z dzieckiem na ręku, należy wdrożyć procedurę azylową”. Ani ci ukraińscy mężczyźni, którzy wraz z rodzinami schronili się w Polsce przed wojną, ale w przeciwieństwie do kobiet nie byli uprawnieni do darmowych przejazdów koleją.
Co zrobić dla mężczyzn?
W podsumowaniu swojego tekstu Katkowski zarzuca nam “redukcjonizm”, skupienie na zmianach prawa i rekomenduje, żeby nie działać tak, jak Chabik i Gulczyński. Pokazuje w ten sposób, że tak naprawdę nie zna naszej działalności. Zaraz bowiem wymienia właśnie to, co robimy: “na rynku pracy należy promować urlopy ojcowskie, elastyczny czas pracy oraz poprawę warunków w zawodach tradycyjnie męskich (np. budowniczy). W kwestii zdrowia istotne są refundowana psychoterapia i kampanie profilaktyczne, a w edukacji – wsparcie dla chłopców i pozytywne wzorce męskości. Dalej – zrównanie wieku emerytalnego i przemyślenie zasadów potencjalnej mobilizacji powszechnej.” Promujemy aktywne ojcostwo, bezpieczeństwo pracy, kampanie i działania na rzecz zdrowia psychicznego, domagamy się programów profilaktycznych dla mężczyzn i gdy tylko się pojawiają – zachęcamy mężczyzn do udziału w nich. Szkoda, że żadnej z tych rzeczy autor nie zechciał zauważyć, może wtedy trudniej byłoby mu formułować tezy o “redukcjonizmie”.
Katkowski proponuje zwrócenie uwagi na kryzys bezdomności. To raczej stały społeczny problem, niż kryzys. Bezdomność dotyczy 30 tys. osób, z których 80% to mężczyźni. Bezdomnym pomagamy realnie – w corocznej zbiórce pieniędzy i darów dla schronisk dla bezdomnych mężczyzn “Męskie Wsparcie”. W ten sposób oczywiście nie rozwiążemy problemu systemowego: dlaczego mężczyźni częściej kończą na ulicy czy w kryminale. I właśnie dlatego – obok samotności i samobójstw – bezdomność była tematem panelu o “męskich twarzach wykluczenia” na niedawnym II Kongresie Mężczyzn.
Tak – potrzebujemy zmian kulturowych, wspomaganych polityką i mądrym prawem. Na przykład konsumpcji alkoholu nie da się ograniczyć samą edukacją. Potrzebujemy polityk ograniczających dostępność czasową, lokalną i cenową oraz widoczność reklam. Nie da się zmienić aspiracji edukacyjnych chłopców bez pokazywania im, że w życiu powinni mieć więcej celów niż zarabianie pieniędzy, a mężczyźni też mogą kształcić się na sfeminizowanych kierunkach, np. przez akcję “Chłopaki do medycznych”, którą chcemy uruchomić inspirowani akcją “Dziewczyny na politechniki”.
Zajmą się tym Członkowie i Członkinie Stowarzyszenia, bo to nie tylko “Chabik i Gulczyński” stoją za jego działalnością, lecz także Marcin, Witek, Martyna, Jarek, Krystian, Jakub, Arek, Katarzyna i ponad 130 osób,
…które dostrzegło, że sprawy chłopców i mężczyzn to sprawy całego społeczeństwa i na ich podjęciu ich problemów i ich rozwiązaniu skorzystają wszyscy.
Bo wszyscy chcą żyć w zdrowym, inkluzywnym, harmonijnym i empatycznym społeczeństwie, które nie dzieli obywateli na podmiotowych i zbywalnych, słusznych i niesłusznych oraz takich, którymi wolno się zajmować i takich, którymi nie należy, bo i tak są uprzywilejowani, a jak mają problemy – to sami są sobie winni.
Nie rozwiążemy problemów z mężczyznami – tych obiektywnych, jak skutki nadużywania alkoholu, przestępczość czy przemoc ani tych subiektywnych, jak preferencje partyjne – bez rozwiązania problemów mężczyzn. Do tego potrzeba konkretów – równościowych zmian prawa, finansowania odpowiednich polityk, niewprowadzania nowych dyskryminujących rozwiązań. A nie utrwalania wizji, że mężczyzny nie da się zdyskryminować i zestawiania równościowych działań na rzecz mężczyzn z “radosnym faszyzmem”.
Jakub Chabik
Michał Gulczyński