Technika w szkołach pomogłaby chłopcom – rozmowa z Witoldem Jakubkiem

Rozmawiamy z Witoldem Jakubkiem – promotorem przedmiotu „technika” w szkołach, autorem podstawy programowej, właścicielem firmy DPH „JAWI” oferującej szkolenia i materiały do nauki techniki.

Witold Jakubek

Dlaczego dzieci powinny uczyć się techniki?

Promowanie zajęć z techniki obrałem sobie jako cel życiowy. Dzieci potrzebują tej aktywności, działania w odpowiednio przygotowanych pracowniach. Żeby się dowiedzieć, czy takie małe środowisko pracy, mały poligon im odpowiada; sprawdzić, jak się z tym czują. Jeśli źle, to trzeba im podpowiedzieć „nie, to nie jest twoja droga – nie wybieraj tego”. Choćby elektronika czy mechatronika była modna.

To wszystko widać na technice – technika to jest mała produkcja. Na tej bazie wprowadzamy ucznia w zasady dużej produkcji. Projekty występują w każdym przemyśle – czy to techniczne, czy kulinarne – zasady są takie same. Uczniowie zauważają, czy dobrze się w tym czują i czy chcą iść taką drogą.

Dzisiaj co trzeci chłopiec idzie do liceum ogólnokształcącego. Do liceów trafia z kolei ponad połowa dziewcząt. Czy mniej chłopców szłoby do techników i branżowek, gdyby wcześniej na zajęciach z techniki mogli lepiej poznać samych siebie?

Kiedyś w Polsce wprowadzono licea profilowane – zawodówki z maturą. To był niewypał, więc je zlikwidowano. Przekształcono je w licea ogólnokształcące. Dlatego mamy teraz znacznie więcej liceów niż kiedyś. Wiele szkół licealnych nie powinno istnieć, bo obniżają poziom liceów. Właśnie przez nie poziom matur jest obniżany. Dostają się do liceów dzieci, które nie powinny tam być.

Kiedyś zakładało się, że po liceum się studiuje. Teraz się tam „przechowuje” dzieci, które nie mają sprecyzowanych zainteresowań, a tym samym nie mają określonej drogi kształcenia.

A potem albo w ogóle nie idą na studia, albo wybierają kierunki „humorystyczne”, które nie zawsze spełniają ich oczekiwania. Te wybory później brutalnie weryfikują pracodawcy.

Politycy popełnili ogromny błąd, nie stawiając na szkolnictwo zawodowe i techniczne. Dzisiaj nie ma nauczycieli do branżówek. Jak ktoś dobrze kładzie kafelki, to zarabia na tym naprawdę dużo. Praca w szkole jako nauczyciel zawodu, nie zrekompensuje mu zarobków, które zapewnia mu praca fachowca. A do tego dochodzą problemy pedagogiczne, które mógłby napotkać w pracy w szkole z uczniami. Żeby temu zaradzić, rozważano programy wspierania pracodawców, którzy zdecydowaliby się na „wypożyczenie” pracownika na kilka godzin w tygodniu jako nauczyciela zawodu w szkole branżowej – na przykład poprzez ulgi podatkowe.

Ale wracając do pytania – tak, uważam, że rozszerzenie nauczania techniki w szkołach może być szczególnie korzystne dla chłopców. Stereotypowo uważa się, że pracownie techniczne wyposażone w narzędzia i urządzenia są środowiskiem typowo męskim. I chyba rzeczywiście tak jest, bo przygotowanie takiego środowiska to sposób na promowanie chłopięcych marzeń w tworzeniu wytworów technicznych. Podobnie jak na salach gimnastycznych chłopcy marzą o sukcesach sportowych. Nikt nie kwestionuje potrzeby posiadania sal gimnastycznych, a w celowość funkcjonowania w szkołach pracowni technicznych się nie wierzy.

Przedmiot technika na pewno wzmocni chłopców – poczują sprawczość własnych rąk; będą bardziej świadomi siebie, silniejsi.

Natomiast oczywiście do pracowni technicznych należy wprowadzać wszystkich. Moim zdaniem postępująca informatyzacja upośledza dzieci. Rodzice nie kontrolują, gdzie i na jak długo dzieci zaglądają. Aktywność techniczna może stworzyć balans dla nadmiaru informatyzacji. Tuż za naszymi granicami jest teraz wojna. Tam widać, jak ważne są tego typu umiejętności. Tylko trzeba wiedzieć, że się je ma, żeby w odpowiednim momencie uruchomić je bez Google’a czy innego podpowiadacza.

Bez nauki techniki dziecko nie ma nawyku funkcjonowania w miejscu pracy. To przekłada się na bezpieczeństwo…

I to też szczególnie dotyczy chłopców – w Polsce 83% z 435 tys. osób pracujących w warunkach zagrożenia to mężczyźni.

Zdecydowanie! Ale to też ważne dla przedsiębiorców. Pracodawcy mówią mi, że dzisiaj pracowników trzeba przygotowywać do pracy przez dwa miesiące – uczyć ich właśnie funkcjonowania w środowisku pracy. A dzisiaj młodzież często myśli w perspektywie kilku miesięcy, krótkoterminowo – młody pracownik przychodzi na miesiąc na przyuczenie do zawodu i jak mu się nudzi, to odchodzi. Dzieciaki nie znają samych siebie.

Czy na zajęciach z techniki zauważa pan różnice między chłopcami a dziewczynkami?

Przyznam, że zanim mi Pana przedstawiono, nie miałem świadomości, że taki problem płciowy jest i że ktoś bada te różnice. Ale rzeczywiście – są bardzo wyraźne.

Dziewczynki bardziej trzymają się instrukcji. Ale w rozwiązywaniu problemów to chłopcy chętniej biorą udział. Na przykład, gdy nauczyciel podaje problem do rozwiązania w klasie, to chłopcy robią burzę mózgów, a dziewczynki są o krok z tyłu. To samo zauważyłem w zakładach produkcyjnych – zadania wymagające precyzji wykonują kobiety. A te, które są mniej rutynowe – mężczyźni.

Mam 30 lat doświadczenia jako nauczyciel, w tym 15 lat w szkołach specjalnych. Z moich obserwacji wynika, że na poziomie czwartej klasy chłopcy są opóźnieni w rozwoju w stosunku do dziewczynek o około rok. Gdyby byli na poziomie klasy trzeciej, dawaliby sobie radę. Nawet na lekcjach techniki dziewczynki mają lepsze wyniki – w pracach manualnych, w precyzji itd.

Na I Kongresie Mężczyzn podkreślał to też dr Stanisław Kowal. Chłopcy później rozwijają się pod względem tzw. motoryki małej. Gdy Jaś i Małgosia idą do pierwszej klasy, Jaś słyszy: „zobacz Jasiu, jak Małgosia ładnie robi szlaczki, a ty tak bazgrolisz!” W ten sposób Jaś od początku zniechęca się do szkoły.

No właśnie! Edukacja idzie równym frontem – wszyscy piszą egzaminy z tego samego materiału, a nie szukamy indywidualnych zdolności.

Richard Reeves w książce „Chłopcy i mężczyźni” proponował, żeby domyślnie wysyłać chłopców o rok później do szkoły. Ja nie jestem przekonany do tego pomysłu – przecież na matematyce chłopcy radzą sobie tak dobrze, jak rówieśniczki.

Chodzi o to, żeby wiedzieć, kogo uczymy. Spojrzeć na dziecko indywidualnie. W przypadku zajęć praktycznych każde dziecko ma inne możliwości. Patrzeć na postęp, a nie tylko wynik.

Niestety trzeba też powiedzieć, że od wielu lat postępuje negatywny nabór do zawodu. Kadra jest zbyt słaba, żeby takimi problemami się zajmować.

Muszę przyznać, że sam nie lubiłem zajęć z techniki. Pamiętam głównie rysunek techniczny, w którym najważniejsze było, żeby nie wyjechać ołówkiem poza kratkę. Jak teraz wygląda technika w polskich szkołach?

Nauczyciele – powiem wprost – nie znają podstawy programowej i w związku z tym źle uczą techniki, a co za tym idzie „oszukują” dzieci. Oceniają uczniów za działania, które nie powinny być oceniane.

Podstawa programowa jest dobra – porównywalna z fińską. Zakłada uczenie metodą projektów. W Finlandii stosuje się podejście bardziej ekologiczne, a u nas wielomateriałowe, ale to drugorzędna sprawa.

U nas podstawa jest fińska, ale realizacja – polska. Nauczyciele nie znają tych podstaw, opierają się o podręczniki oderwane od rzeczywistości.

Podręczniki są teoretyczne, a prace wykonywane na lekcjach techniki mają charakter typowo plastyczny. Nie ma tego „poligonu dla dzieci”, który opisałem przed chwilą. To jest tolerowane przez MEN, dyrektorów i rodziców. Rodzice powinni reagować. Wystarczyłoby, żeby przeczytali podstawę programową i zapytali dyrekcję: dlaczego moje dziecko nie uczy się tego, co powinno?

To prawda – zapytałem niedawno kolegę, jak wspomina szkolną technikę. Odpowiedział, że nie pamięta, czy miał technikę, czy plastykę… Dlaczego tak to wygląda?

Brakuje nauczycieli do edukacji technicznej w podstawówce. Nie mają podstawowych umiejętności obróbki narzędziami ręcznymi. Dzisiaj studia podyplomowe dla nauczycieli techniki to jest często… rok zajęć online.

W szkołach uczą prawie same kobiety. Odbyłem około stu spotkań z nauczycielami techniki. Wzięło w nich udział około 2000 nauczycieli techniki. Szacuję, że 90% z tych nauczycieli to kobiety. Nawiasem – moim zdaniem chłopcy powinni brać wzór od mężczyzny – ojca czy nauczyciela. Jeśli nauczycielem techniki jest kobieta i ma umiejętności techniczne, to też może być wzorem dla młodego ucznia.

Wydaje mi się, że przede wszystkim brak osób z kompetencjami technicznymi powoduje, że technika w szkole często przypomina plastykę.

Jak można zmienić tę sytuację?

Trzeba odbudować dobre imię kształcenia technicznego. Do tego potrzeba konkretnego harmonogramu działań.

Pamiętam, że tak mówiono jeszcze, gdy ja chodziłem do liceum. Gdy spotykamy się z politykami, oczekują od nas konkretnych pomysłów.

W szkole podstawowej przedmiotu technika kiedyś było po dwie godziny od czwartej do ósmej klasy, z podziałem na chłopców i dziewczynki, a później nie. Niezależnie od tego i chłopcy, i dziewczynki chodzili do pracowni lekkiej i ciężkiej. Teraz pewnie trzeba by wszystkich traktować na równi, ale – tak jak mówiłem – chłopcy i dziewczynki w podstawówce są na różnych poziomach. Nauczyciele nie mają świadomości, kogo uczą. Idą do klasy i nie widzą, że chłopcy i dziewczynki są różni – powinni inaczej ich oceniać, być bardziej świadomi ich możliwości. Techniki i tak nie można uczyć w grupach większych niż 20 uczniów, więc – gdzie to możliwe – można dzielić klasy właśnie poprzez płeć.

Ale też ja w swoich materiałach dla nauczycieli nie dzielę projektów na klasy, tylko na poziomy.

Nauczyciel dobiera poziom do grupy. Jeśli widzi, że klasa jest słabsza pod względem technicznym, może nawet w następnym roku zrobić inny projekt z tego samego poziomu. Nie ma co na siłę przechodzić na wyższe poziomy.

Muszę jeszcze zapytać o Laboratoria Przyszłości. Brał Pan udział w tworzeniu tego pomysłu. Dzisiaj przebijają się w mediach wyniki kontroli NIK. Wydano miliard złotych, częściowo niezgodnie z najlepszymi standardami. Czy coś z tego programu zostało?

Gdy zostałem zaproszony do przygotowywania programu, mówiono, że chodzi o inwestycje w szkoły branżowe. Skończyło się na tym, że zainwestowano w podstawówki.

Celem miało być wzmocnienie techniki. Ale ostateczna decyzja rządu była taka, żeby kupić konkretne drukarki 3D. Nie przebadano, kto i czego potrzebuje. Kompetencje szkół do obsługi drukarek 3D były zerowe. Z nimi poszły inne urządzenia, których samo uruchomienie wymagało wysokich kompetencji.

Prawdopodobnie dlatego, że zdjęcie decydentów na tle robotów dobrze działa na ich wizerunek. A uczeń z młotkiem niezbyt.

To zabiło pierwotne założenia. Dopiero moje spotkanie z ministrem Czarnkiem dało jakieś nadzieje na lepsze wykorzystanie tych środków. Pokazałem mu pracownię w Osiu – największą pracownię w Polsce, dwuizbową (jak najlepsze pracownie w Finlandii), z pełnym działem do obróbki ręcznej – wtedy zrobił wielkie oczy i natychmiast skierowano mnie do Warszawy, żeby opracować zmiany w programie. Ale to było już na pół roku przed końcem kadencji.

A taka pracownia to jest wspaniała sprawa! Tam uczniowie przychodzą z ojcami na zajęcia pozalekcyjne, żeby coś naprawić albo zrobić półkę.

Pracownia techniczna, SP5 w Osiu
Pracownia techniczna, SP w Osiu

Też znamy przykłady takich miejsc i działań. Na przykład Punkt Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych (PSZOK) w Wejherowie prowadzi Eko-Fabrykę – centrum edukacji ekologicznej. Członek naszego zarządu, Waldemar Domański, od lat prowadzi w Krakowie Asocjację Promotorów Radosnego Ptaka. Co roku krakowianie tworzą tysiące budek dla ptaków.

To pokazuje, że jest zapotrzebowanie na takie miejsca. Gdyby to miały szkoły – te działania nie byłyby punktowe, tylko powszechne. Byłyby wszędzie!

Nauka techniki jest też ekologiczna. Nie możemy dalej generować jednorazówek – musimy się nauczyć naprawiać.

Unia Europejska wymaga teraz produkcji części zapasowych do sprzętów, ale kto je będzie naprawiał?

Pracownia techniczna jest podobna do sal gimnastycznych czy boisk. Tak jak dzieci przychodzą na SKS-y albo grają w piłkę po lekcjach, mogłyby przychodzić do pracowni technicznej na dodatkowe warsztaty, nawet z rodzicami.

Ma Pan jakieś dobre przykłady takich działań współpracy szkoły z otoczeniem?

Niektórzy pracodawcy wiedzą, że nauka techniki w szkołach to naprawdę dobra inwestycja. Mój znajomy, Marek Okoński, ma tzw. trudną produkcję – potrzebuje ludzi o szczególnych zdolnościach manualnych. Produkuje z drogiej, włoskiej skóry. Zła decyzja pracownika może oznaczać wielotysięczne straty. Ale też w hali produkcyjnej nawet niezawiązany but jest zagrożeniem życia.

Zwiedził dwadzieścia szkół w okolicy, pokazując, jakich pracowników szukał. Do firmy przyjechało dwunastu uczniów – w tym ośmiu z jednej szkoły. W tej szkole akurat mieli pracownię techniczną, według mojego projektu. Wtedy zrozumiał, że pracownie przynoszą efekt i skontaktował się ze mną.

Dzisiaj w jego okolicy, w Chełmży, wszystkie szkoły mają pracownie techniczne. A tak jak mówiliśmy przed chwilą – wpływ pracowni wychodzi poza szkoły, spaja ludzi.

Co dla Państwa szczególnie ważne – jestem przekonany, że technika w szkołach pomogłaby chłopcom. Dzieci w projektach technicznych muszą wykazać konsekwencję w dochodzeniu do celu. A dzisiejszy mężczyzna to też taki, który jest zaradny, konsekwentny w działaniu; który jest wsparciem dla kobiety.

Dziękujemy za rozmowę!

Pomóż zmienić świat na lepsze

Przyłącz się
Stowarzyszenie na rzecz Chłopców i Mężczyzn
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.