Operacja bariatryczna to czasem jedyne wyjście

16 tygodni temu (5 maja 2025 r.) poddałem się operacji bariatrycznej.

Pierwsze zalecenie w kierunku operacji bariatrycznej otrzymałem przy wypisie z kardiologii, gdzie wylądowałem w 2019 r., Kiedy moje pierwsze podejście do zabiegu załamało się podczas pandemii podjąłem próbę schudnięcia klasycznymi metodami (połączenie diety i ruchu), pomimo wsparcia psychologa i dietetyka i ogromnej dyscypliny po dwóch latach konsekwentnej determinacji  schudłem około 30 kg (paradoksalnie  – pandemia sprzyjała temu).

Niestety, po raz kolejny okazało się, że nie da się tak rygorystycznego rytmu życia utrzymać na dłuższą metę. Po kolejnym roku wróciłem do wagi startowej.

2 maja – przed operacją – ważyłem 182 kg. Od pewnego momentu każda moja wizyta lekarska wiązała się z zaleceniem utraty wagi i wskazaniem bariatrii jako jedynej skutecznej metody.

Majowa operacja była moim drugim podejściem – pierwsze odwołano na początku pandemii. Potem – sprawy rozmaite – przedłużyło się wszystko o parę lat.

Droga do operacji

Bariatria na NFZ jest łatwo dostępna. Wymaga skierowania od lekarza ogólnego (rodzinnego, pierwszego kontaktu) do poradni chirurgii ogólnej. Ze skierowaniem kierujemy się do szpitala, który przeprowadza operację bariatryczne – jest ich sporo. Moje doświadczenia są ze szpitala Rydygiera w Krakowie.

Po zapisaniu się do poradni otrzymujemy termin pierwszej konsultacji. Dla mnie to było mniej niż kwartał oczekiwania. Podczas konsultacji chirurgicznej otrzymujemy termin konsultacji anestezjologicznej i od razu ustalamy termin zabiegu. W moim przypadku to około 2,5 miesiąca.

Tutaj zaczyna się pierwsze wyzwanie: konieczne jest odbycie konsultacji z psychodietetykiem i psychologiem zaakceptowanymi przez oddział przeprowadzający zabiegi. Teoretycznie jest kilka takich osób. W praktyce konieczne jest udanie się do Biura Pacjenta Komercyjnego, podpisanie oświadczenia, że dobrowolnie rezygnuje się z oczekiwania na bezpłatną konsultację (które to oczekiwanie będzie trwało długo…), zapłacenie 250 zł za krótką wizytę (dwukrotnie) i odbębnienie symbolicznej konsultacji w celu zdobycia zaświadczenia dopuszczającego do operacji.

Trudno to odebrać inaczej niż pozyskiwanie dodatkowych środków od pacjentów połączone z filtrowaniem dostępu do bezpłatnej, publicznej opieki zdrowotnej poprzez cenzus majątkowy. Dostaje się również rozległą listę badań i konsultacji do zrobienia (też płatne z własnej kieszeni – część udało mi się przepchnąć przez Medicover: badania analityczne, spirometria, konsultacje laryngologa i kardiologa), łącznie z gastroskopią (tutaj musiałem samodzielnie pokryć koszty); niezbędne jest też zaświadczenie od dentysty.

Łączne wydatki, które poniosłem żeby skorzystać sprawnie z bezpłatnej w założeniu usługi publicznego systemu opieki zdrowotnej, szacuję na pięć tysięcy złotych.

Przebieg operacji

W przeddzień operacji zostałem przyjęty na oddział, zjadłem ostatni przedoperacyjny, czyli – jeszcze normalny obiad i kolację. Warto nadmienić, że wyżywienie w szpitalach niesamowicie poprawiło się w czasie ostatniej dekady. Po kolacji już nic nie jemy.

Przyznam, że noc przeżyłem w stresie i bezsennie. Był to też mój pierwszy zabieg w znieczuleniu ogólnym, co dodawało emocji. Bardzo wspierająca okazała się wizyta pielęgniarki, która powiedziała mi, że że przeżyła taką operację kilka miesięcy wcześniej i czuje się bardzo dobrze, co zresztą było widać.

Rano nastąpiła seria działań w celu obniżenia mojego ciśnienia (nadciśnienie, spotęgowane stresem), przebranie się w fartuch operacyjny, najtrudniejsza rzecz: konieczność pozostawienia okularów (mam sporą wadę wzroku i nie czuję się komfortowo, niewiele widząc).

Potem sala przedoperacyjna, spacer na salę operacyjną, anestezjolożka pytająca się chirurżki: czy szybko, czy wolno. Chyba miało być szybko, bo więcej nie pamiętam. Powrót na salę luksusowo wieziony na łóżku, pojawiający się ból, ale bez problemu dostałem kroplówkę ze środkami przeciwbólowymi. Po paru godzinach: zadanie wypicia kilku łyków wody, którą zwracam z krwią. Zostaję uspokojony, że to normalne po operacji. Popołudnie i wieczór po operacji są bardzo ciężkie. Uczucie, że mam arbuza pod klatką piersiową. Bardzo nieprzyjemne.

Operacja ma charakter laparoskopowy – pięć dziur po trokarach w brzuchu; jedna ciut większa – przez nią wyciągano resztki mojego nadmiarowego żołądka.

Później zaczyna się już robić lepiej. Piję wodę, chodzę na spacer wzdłuż korytarza. Na drugi dzień dostaję nutridrinka do wypicia, potem drugiego. Kolejnego dnia kolejne trudne zadanie: zjeść mały jogurt – nie idzie to łatwo, ale po godzinie zmagań daję radę. Pięć tysięcy kroków po korytarzu, dwa nutridrinki, półtora litra wody. Wszystko OK – wypis. Dostaję zalecenia dbania o rany pooperacyjne, termin na zdjęcie szwów.

Po operacji

Drepczę do taksówki (wsiadanie i wysiadanie okazuje się wyzwaniem – brzuch nieco jednak boli), docieram do domu. Od razu robi się lepiej i przyjemniej. Trzy tygodnie L4. Początkowo jadłem głównie jogurty i nutridrinki. Potem dorzucam lekkie zupy i jajka – robi się przyjemnej.

Wiele osób zalecało mi koniecznie zakup blendera – nie zdecydowałem się i nie żałuję. Doskonale poradziłem sobie bez takiego urządzenia.

Schudłem w tym momencie 43 kg (a to nie koniec), odstawiłem znaczącą część leków, wyrównało się ciśnienie i wyniki prób wątrobowych. Wymieniam całą garderobę. Dużo więcej się ruszam.

Konfrontuję się z faktem, jak duża część kultury społecznej jest skupiona wokół jedzenia i picia. Spotykanie się w restauracjach nagle straciło sens – zamawiam przystawkę, której zjadam połowę. Piwo też odpadło. To jest bardzo otwierające i uświadamiające. Ogromna zmiana nawyków.

Poznałem kilku mężczyzn, którzy poddali się operacji bariatrycznej – łącznie z kolegą z pracy, sąsiadem, znajomym z hobbystycznego forum, przypadkowo spotkaną osobą w pociągu. To było bardzo pomocne i wspierające.

Przy otyłości olbrzymiej (trzeciego stopnia) – bariatria i analogi GLP-1 (jak Mounjaro czy Ozempic) to jedyne skuteczne metody długotrwałej utraty wagi. Próby redukcji masy ciała przy użyciu diety i/lub ruchu niestety kończą się efektem jo-jo i powrotem do zwiększonej wagi.

Grzegorz Szczepanik – członek Stowarzyszenia na rzecz Chłopców i Mężczyzn


Inne aktualności
25 października 2025 roku w Krakowie, w budynku Urzędu Miasta, odbyła się ogólnopolska konferencja naukowo-społeczna pod tytułem „Mężczyzna poza centrum....
Zobacz więcej
Jacek Masłowski, Martyna Harland, „No, bez jaj. W poszukiwaniu męskości”, Wydawnictwo Zwierciadło, 2022Psychoterapeuta Jacek Masłowski jest prezesem Fundacji Masculinum oraz...
Zobacz więcej
Jacek Masłowski, Magdalena Adaszewska, Mężczyzna na zakręcie. Punkty zwrotne w życiu faceta”, Prószyński i S-ka, 2025W książce tej terapeuta Jacek...
Zobacz więcej
Otyłość czy nadwaga nie powinna być dla mężczyzn jedynie kwestią estetyczną – to poważny problem zdrowotny, który znacząco zwiększa ryzyko...
Zobacz więcej

Pomóż zmienić świat na lepsze

Przyłącz się
Stowarzyszenie na rzecz Chłopców i Mężczyzn
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.